piątek, 25 grudnia 2015

Recykling na Święta

Święta to również  prezenty. Recykling można chyba potraktować jako rodzaj prezentu dla Ziemi :).
Zatem dziś: świątecznie, prezentowo i najważniejsze recyklingowo.
Mam trzy takie recyklingowe pomysły.

1. Własnoręcznie zrobiony prezent dla wielbiciela historii techniki. Niestety bardzo często "zabytki" techniki są po prostu zepsutymi gratami i szpargałami - np. stare szklane izolatory. Ale w nowej odsłonie mogą wyglądać całkiem ciekawie i jeszcze być całkiem użytecznym wieszakiem:




2. To raczej taka recykingowa idea - czyli właściwie nie wymaga to od nas żadnej pracy poza pomysłem zastosowania czegoś do nowej funkcji. Miałam  stare metalowe koszyczki do szklanek, które stały bezużytecznie, bo po pierwsze nie mam już takich szklanek na koszyczki, po drugie metalowe koszyczki to dość niefunkcjonalny pomysł bo one i tak się nagrzewają i w ogóle nie spełniają swojej funkcji - zabezpieczeni przed poparzeniem przy chwytaniu szklanki z gorącą herbatą.Właściwie nadawały się do wyrzucenia ale było mi ich szkoda wyrzucać więc stały. A w tym roku znalazły swoje nowe przeznaczenie - zostały świątecznymi świecznikami i to bardzo dekoracyjnymi , jak mi się wydaje. I idealnie pasują do nich takie duże tealight'y ale grube wysokie świece też będą dobrze wyglądały.





3. Trzecia rzecz to taka zrobiona rzutem na taśmę ozdoba choinkowa. Właściwie to taki recykling odpadu z recyklingu :-). Czyli kokardki zrobione z resztek ciętych t-shirt'ów. Ściągacze są właściwie do wyrzucenia, no chyba, że zrobić z nich kokardki i powiesić na choince. Właściwie to można też zrobić kokardki do prezentów.





Do ozdobienia kokardek wykorzystałam też stare cukrowe gwiazdki, którym skończył się już termin przydatności do spożycia :-).

środa, 23 grudnia 2015

Będzie szmaciak?

Jeszcze nigdy nie utkałam szmaciaka - dywanika z pociętych starych ubrań. A już od kilku lat przygotowuję się do tego - nie wyrzucam i zbieram stare zużyte bawełniane podkoszulki. Ale w ostatnią niedzielę zabrałam się w końcu do ich pocięcia. Tnę je w paski o szerokości 1 - 1,5 cm. Potem wystarczy naciągnąć i dzianina zwija się w rulonik...



...zwijam i powstają szmaciane kolorowe kłębki.




piątek, 11 grudnia 2015

Przyjście

Właściwie można mieć wrażenie, że już są Święta - dookoła choinki, lampki, wszystko świątecznie przystrojone. A to dopiero Adwent, czyli okres oczekiwania i przygotowań do nadchodzących świąt Bożego Narodzenia. No tak, właściwie to przygotowujemy się do Świąt tylko nieco inaczej niż nakazywała tego tradycja (dodajmy: polska tradycja ludowa). Tzn. pozostały pewne tradycyjne elementy ale raczej w formie gestów, ozdobników (raczej wykonywanych bezrefleksyjnie, nie mają one dla nas głębszego symbolicznego znaczenia).
W sumie to dość normalne bo zmienił się nasz styl życia, chyba przede wszystkim, nie jesteśmy już tak bardzo uzależnieni od natury. A w każdym razie nie mamy poczucia tego uzależnienia.
W tradycji ludowej Adwent (łac. adventus - przyjście) był to czas przygotowań do świąt Bożego Narodzenia (w wymiarze religijnym - religii chrześcijańskiej) ale był to też szczególny czas przygotowań na przyjście nowego czasu - odnowienia świata. I tutaj już obrzędy i wymiar religii chrześcijańskiej miesza się z wcześniejszymi pogańskimi obrzędami, wróżbami i magią. Tego rodzaju zabiegi - odnowy świat - są wspólne dla bardzo wielu różnych religii (pisze o tym M. Eliade w książce "Mit wiecznego początku"). W kulturach tradycyjnych czas postrzegany był koliście, wiązało się to w dużej mierze z powtarzalnością pór roku i z tym, że człowiek w  był uzależniony od tego jakie te pory roku będą. Może było to wszystko nie do końca uświadomione i gdybyśmy przenieśli się do XIX wieku na polską wieś to z pewnością żaden z jej mieszkańców nie powiedziałby nam, że czas Adwentu to w zasadzie w dużym stopniu cykl przygotowań do przejścia od starego do nowego roku, próba odnowienia czasu i co z tym idzie świata :-). Ale z pewnością wszystkie wykonywane w tym czasie rytualne zabiegi wykonywane były z powagą i wiarą w ich znaczenie i istotny wpływ na jakość nadchodzącego czasu - przyszłego roku.
Adwent uważa się za początek roku obrzędowego. Adwent obejmuje oczywiście 4 przedświąteczne tygodnie. I mniej więcej ten okres jest to też czas największego nasilenia różnego rodzaju wróżb i zabiegów magicznych przygotowujących do odnowienia czasu. Ale to jest to też czas wróżb dlatego, że poniekąd istnieje taka możliwość. Chodzi o to, że wróżby zawsze przynoszone są z "zaświatów" a ten okres schyłku roku - późna jesień i początek zimy, kiedy cała przyroda zamiera - jest takim czasem panowania śmierci i chaosu, czasem pomiędzy (coś się kończy, coś zaczyna, w każdym razie mamy nadzieję, że się zacznie) i wtedy właśnie ułatwiony jest kontakt ze wszystkim co pochodzi spoza naszego świata.
Ten okres nasilonych wróżb zaczynał się już właściwie od wigilii 25 listopada - św. Katarzyny - był to czas wróżb matrymonialnych dla kawalerów. Podobnie jak później - wigilia 30 listopada - św. Andrzeja. I co ważne tradycyjne ludowe andrzejki to wieczór 29 listopada - właśnie wigilia, wieczór przed dniem św. Andrzeja. To też jest charakterystyczne, że to właśnie "wieczory przed" bardzo często są tym magicznym czasem, przecież nawet Wigilia - kulminacja wszelkiej magii tego okresu - to wieczór przed dniem narodzenia Jezusa. Wieczory, bo one również były traktowane jako okresy pomiędzy - takie czasowe granice, które podobnie jak granice w przestrzeni miały szczególne znaczenie dla obrzędów magicznych, były również tym czasem ułatwionej komunikacji z "zaświatami".  Zresztą i czas i przestrzeń była bardzo silnie wartościowana w kulturach tradycyjnych (o wartościowaniu przestrzeni pisze np. J.S. Bystroń w książce "Tematy, które mi odradzano."). I bardzo duże znaczenie ma tu oczywiście to nagromadzenie granic - okresów przejściowych: koniec i początek roku, koniec dnia/początek nocy. Czasem takim granicznym czasem mógł być świt (dlatego np. w bajkach tak wiele magii wydarza się o świcie - "gdy kur zapieje").
Najbliższym dniem, który był kiedyś bardzo ważny dla przepowiadania przyszłości (głownie były to wróżby pogodowe bo od tego jaka będzie pogoda zależało to jakie będą plony a od tego zależał dostatek) jest 13 grudnia - dzień św. Łucji. Od 13 do 24 grudnia jest dokładnie 12 dni  każdy dzień miał odpowiadać jednemu miesiącowi nadchodzącego roku. Wróżby były różne, można było np. obserwować pogodę każdego dnia i miło to być odpowiednikiem danego miesiąca - np. 13 grudnia mroźny - styczeń będzie mroźny, 18 grudnia słoneczny - czerwie będzie słoneczny (oczywiście, że były tu pewne możliwości interpretacji bo przecież jeśli 18 grudnia będzie i słoneczny i mroźny zarazem to nie sądzono, że czerwiec będzie mroźny :-) ). Można było też ułożyć 12 orzechów oznaczających kolejne 12 miesięcy i od 13 grudnia do Wigilii otwierać kolejne - to czy orzech będzie w środku ładny czy np. poczerniały, zepsuty mówiło o tym czy dany miesiąc będzie pomyślny czy nie.
Zatem do dzieła! Od 13 grudnia przepowiadamy sobie przyszłość na przyszły rok - może np. pomoże nam to trafnie ustalić datę przyszłorocznego urlopu :-).
A poza tym ten jesienno zimowy czas to był oczywiście czasem różnych prac domowych - darcia pierza, przędzenia i tkania :-). Tak żeby latem można było utkane zimą płótno wynieść na słońce do bielenia.
Hm, a ja niestety na tkanie nie mam ostatnio czasu. Ale za to upiekłam pierniczki.